Setny wpis i skok w świat RC

Po wykonaniu modelu Jaskółka, zastanawiałem się czy budować kolejny model swobodnie latający z zestawu. Mógłby to być model klasy F1A, F1H lub z jakimś rodzajem napędu. Postanowiłem jednak nie budować większych lub napędzanych modeli swobodnie latających, ponieważ okolica, w której mieszkam jest zalesiona lub zurbanizowana. Postanowiłem zacząć przygodę z modelami zdalnie sterowanymi. Tylko jaki model zbudować pod radio?

Wynikiem mojego rozmyślania i rozglądania po internecie była decyzja o nie budowaniu modelu. Skoro nigdy nie latałem modelem na zdalne sterowanie, to nawet nie wiem czy mi się to spodoba. Z tego samego powodu prawdopodobieństwo uderzenia modelem w ziemię jest całkiem wysokie. Szkoda budować model przez kilka miesięcy i cieszyć się nim kilka minut, że już o pieniądzach nie wspomnę.

Sporządziłem listę cech jakie powinien posiadać mój pierwszy model zdalnie sterowany:

– tani

– kompletny zestaw

– niezniszczalny

– szybki w montażu

– prosty w naprawie (tak na wszelki wypadek gdyby jednak okazał się zniszczalny)

– prosty w pilotażu

– stateczny

– możliwy lot z niedużą prędkością

– łatwy w transporcie

Mając swoją listę przystąpiłem do poszukiwań. Całkiem szybko znalazłem ciekawy zestaw RTF (Ready To Fly, Gotowy do lotu). W skład zestawu wchodzi model DISCUS 2CT firmy Graupner, aparatura Mx10 Graupner i cała reszta potrzebna do latania. Sprawdzając ceny wszystkiego z osobna, wychodzi całkiem drogi zestaw, ale znalazłem promocję i wydałem około 600 zł. Jak dla mnie spełniony był pierwszy warunek czyli niska cena. Zestaw był kompletny, czyli kolejny aspekt też spełniony. Niestety model nie jest niezniszczalny, ale jest wykonany z pianki. Spośród różnych materiałów z jakich budowane są modele, ten jest zdecydowanie najlepszy. Model w konstrukcji klasycznej łatwo idzie do kasacji lub wymaga sporo czasu przy naprawie. Model laminatowy może się rozwarstwić. Model piankowy dobrze absorbuje uderzenia i łatwo go skleić. W razie gdy pozostają ubytki po sklejeniu, można znaleźć kleje, które je wypełnią. Czyli warunek o łatwej naprawie też jest spełniony. Łatwy w montażu. Tak, wystarczyło włożyć skrzydło na swoje miejsce i przykleić statecznik poziomy.  Po sklejeniu Jaskółki, to żadne wyzwanie. Myślę, że na pierwszy model zdalnie sterowany warto wybrać motoszybowiec, wydaje mi się, że ze względu na duże wydłużenie skrzydeł (skrzyła mają większą rozpiętość ale są wąskie) i w miarę niską masę, latają relatywnie powoli i do tego są stateczne. Ten konkretny model ma rozpiętość skrzydeł 1,2 m, więc do wielkich nie należy. Wygodnie się go nosi i transportuje. Zapomniałbym o jeszcze jedną rzecz, na którą zwróciłem uwagę. Silnik znajduje się nad skrzydłem. Jest to trochę upierdliwe w lataniu, bo dodając gazu nie tylko rozpędzasz model, ale go pochylasz. Jest to spowodowane tym, że siła od śmigła działa na pewnym ramieniu (wysokość wieżyczki) i generuje moment pochylający. Przy dodawaniu gazu należy pamiętać, żeby trochę wychylić ster wysokości. No tak, miałem powiedzieć dlaczego to dobrze, że silnik znajduje się nad skrzydłem a nie na dziobie, a zacząłem narzekać. Chodzi o to, że gdy lądowanie nie wyjdzie tak jak by się chciało, lub nastąpi zderzenie z drzewem, to silnik znajduje się w całkiem bezpiecznym miejscu. Jest mała szansa, że silnik ucierpi, a śmigła zostaną połamane. Pierwsze loty wyraźnie to pokazały, czyli plus do niezniszczalności.

Przy okazji wspomnę, że wymieniłem konkretny model z konkretnej firmy, bo na taki się zdecydowałem. Podobnych konstrukcji jest wiele, tak jak producentów aparatur RC. Uważam, że każdy powinien zrobić swoje rozeznanie i wybrać to co w danym czasie wychodzi lepiej. Ja się zdecydowałem na konkretny zestaw przede wszystkim, że była świetna przecena na coś co szukałem.

Zanim zacząłem latać, zrobiłem coś, co niektórzy mi odradzali a uważam, że bardzo mi pomogło. Dużo latałem na „symulatorach lotu modelem” na Androidzie. Argumentacja przeciwko takim zaprawom przed prawdziwym lataniem było takie, że reakcje modeli w tego typu programach nie odzwierciedlają tych w realu. Dla mnie jednak ważniejsze było to, żeby nauczyć swój mózg odwracania stron. Chodzi o to, że gdy model leci w moim kierunku, to prawa i lewa strona są zamienione. Niby o tym wiedziałem, ale z tego powodu zrobiłem co najmniej kilkanaście wirtualnych kraks. W momencie kiedy model na ekranie był rozpędzony i nisko nad ziemią, odrobina stresu i pośpiechu kończyła się pomyłką strony i samolot zamiast wychodzić z zakrętu, bardziej go zacieśniał. Po pewnym czasie zabawy, zauważyłem, że już intuicyjnie odwracam strony, to mi pomogło w prawdziwym lataniu. Prawdą jest, że modele z ekranu inaczej się zachowują niż prawdziwy, jednak dla adepta i tak wszystko jest inne, nowe i dziwne. Ponadto każda łączka jest inna, wiatr każdego dnia też trochę inaczej wieje.

Miałem już kilka kraks i dobrze mi doradzili w sklepie, gdzie odbierałem zamówienie, żebym koniecznie dokupił klej cyjanoakrylowy do naprawy modelu i przyspieszacz kleju. Dla adepta sztuki pilotażu jest to konieczny składnik zestawu. Ja raz złamałem kadłub na pół, a po 20 minutach model był znów w powietrzu.

Jak już poczuję się pewnie za sterami nadajnika RC, pokuszę się o samodzielną budowę modelu.

Trzymaj za mnie kciuki!

Na razie.

Informacje o konstruktywnymechanik

master of the universe
Ten wpis został opublikowany w kategorii Modelarstwo, Strona główna i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz